czwartek, 15 grudnia 2011 | By: Mandriell

Aktualnie.... #2


Dzisiejsza notka jest w sumie trochę zaległa, bo nosiłem się z zamiarem napisania jej już dobre 2 tygodnie temu, ale ciągle było coś innego do roboty. Dziś jestem tak rozleniwiony, że postanowiłem coś konstruktywnego zrobić.

niedziela, 27 listopada 2011 | By: Mandriell

Z pilotem w dłoni: Przegląd serialowy


Z pilotem w dłoni:

Dziś chciałem zaprezentować kolejny cykl, który mam nadzieję, na stałe zagości na moim blogu. Każda z notek skupiać się będzie tylko na moim subiektywnym poglądzie na temat seriali. Czy to tych kiedyś obejrzanych, czy tych aktualnie oglądanych, a na tym, co koniecznie chcę zobaczyć kończąc.  
A, że seriale to domena telewizji, stąd też taki tytuł cyklu.
Myślę, że nie ma sensu wypisywać czegoś więcej, bo chyba wszystko jest jasne.


Na początek chciałem podjąć temat kilku seriali, które aktualnie oglądam. Ostrzegam, że mogą pojawić się śladowe spojlery, które jednak nie powinny zniszczyć oglądania tym, którzy jeszcze nie widzieli żadnego.


czwartek, 24 listopada 2011 | By: Mandriell

Z cyklu: Życiowe wpadki na wesoło

Wczoraj z Sylwią przeszukaliśmy chyba 7 sklepów spożywczych w Katowicach w poszukiwaniu naszej ulubionej zupki chińskiej z Vifona. 
A że w życie studentów wpisane jest niepisane prawo wpieniczania zupek chińskich, to z niego korzystamy. 
Niestety wczoraj nie znaleźliśmy naszego Chińskiego faworyta. 
Były tylko standardowe: Zielone, żółte, czerwone... Zdarzyła się i różowa... Ale Ostro-Kwaśnej nie ma :(

Ale ja nie o tym chciałem. 
Przeszukując jeden z wyżej wymienionych sklepów znalazłem uroczą cenową wpadkę. :

Nie ma to jak ukochane przez wszystkich promocje!

piątek, 18 listopada 2011 | By: Mandriell

Aktualnie.... #1

Tak jak pisałem jakiś czas temu - postaram się co jakiś czas wrzucać tutaj rzeczy, które aktualnie mnie kręcą, interesują, zajmują mój czas i moje myśli. Sprawy codzienne, czasoumilacze, rzeczy które lubię.  Będzie przekrojowo : Od muzyki, seriali, książek przez jakieś konkretne jedzenie, program tv, gry, planszówki,  popularne osoby czy co tam jeszcze.
niedziela, 13 listopada 2011 | By: Mandriell

Wyłowione w sieci

Ostatnio w sieci znalazłem kilka nowych i wartych uwagi blogów. 
Naturalną koleją rzeczy jest to, że robię im reklamę. 

Sylwia i Monia tego samego dnia założyły blogi. O wszystkim. Takie, życiowe przemyślenia i ich sprawy. 
 

Niedawno wreszcie poznałem Milę. Okazało się, że jest autorką trzech blogów. 
Takiego życiowego : http://mil-owo.blogspot.com
Radosnotwórczego: http://lajthi.blogspot.com


Jakiś czas temu znalazłem w sieci całkiem fajnego bloga kulinarnego :  http://kuchniaagaty.blogspot.com


Serdecznie zapraszam do odwiedzania każdego ;) Może odkryjecie coś fajnego! 

środa, 2 listopada 2011 | By: Mandriell

Czym są zmiany?

No właśnie, dobre pytanie. 
Zmiany są chyba jedyną stałą. Paradoksalnie ale jednak. Chyba, że się mylę. Wtedy mnie poprawcie. 
No dobra, ale co z tego wynika? 
Jak uczą mnie na zarządzaniu, zmiany to (w dużym uproszczeniu) planowane, pożądane jak i nieplanowane i niepożądane procesy, zdarzenia. 
I właśnie tak mógłbym opisać każdą zmianę w moim życiu jeśli spojrzeć na nie z perspektywy ostatnich miesięcy. Mógłbym, ale nie zamierzam zbyt szczegółowo. Wiem, w tej notce można wyczuć nuty arogancji i lekkiego gburstwa. Zupełnie nie wiem dlaczego. Bo siedzi i stuka w klawiaturę ten sam ja. Może to kwestia późnej pory, może lekkiego wkurzenia na kota, może i tego, że jutro mam bezsensowne zajęcia, a mogło być tak pięknie bez nich... 
czwartek, 16 czerwca 2011 | By: Mandriell

Fotograficzne podsumowanie dnia wczorajszego

Wczoraj w Katowicach spotkaliśmy się w umówionym składzie: Sylwia, Monika i ja. W planach mieliśmy się spotkać jeszcze z Krzysiem i Patrycją, ale sesja niestety nie zna litości i pozostaliśmy w trzy osobowym gronie.

środa, 25 maja 2011 | By: Mandriell

Facet w kuchni: Ostre Spaghetti

Ostre Spaghetti :

Makaron 500g
7-10 ząbków czosnku
Puszka pomidorów w puszce 400g (bez skóry)
2 serki topione ementaler
Opakowanie zielonych oliwek 200g
Sól
Pieprz
Chilli
14 listków świeżej bazylii
100ml czerwonego wytrawnego wina

(na 4-6 porcji)

Makaron ugotować w garnku z posoloną wodą wedle instrukcji na opakowaniu. W tym czasie na patelnię wrzucić zawartość puszki pomidorów, oliwki, i pokrojone w grubą kostkę 2 trójkąty serka topionego. Dodać pieprz, i chilli. Rozdrobnić czosnek i dodać na patelnię. Wlać wino. Włączyć palnik w kuchence. Podgrzewać wszystko na wolnym ogniu około 5 minut. Dodać listki bazylii. W tym czasie makaron powinien być już gotowy. Odlać wodę i dodać makaron do pozostałych składników na patelni. Wymieszać dokładnie i podawać.
Można na koniec posypać garścią startego sera żółtego i ozdobić listkami bazylii.
Smacznego!
środa, 18 maja 2011 | By: Mandriell

Wszystko zmienia się...

Jak w tytule notki. I nie będę twierdził, że jest inaczej.
Porzuciłem kilka zbędnych miejsc w sieci na korzyść czasu dla siebie i bardziej pożytecznych rzeczy, które mogę robić zamiast siedzenia tu i tam i przeglądania po raz tysięczny konkretnej bzdury.

środa, 2 lutego 2011 | By: Mandriell

Książkowe podsumowanie 2010 roku

Zacznę od tego, że rok 2010 był dość średni w moim wykonaniu jeśli chodzi o ilość przeczytanych książek. Jasne, przeczytałem o 2 więcej niż w 2009, jednak doskonale wiem że mogłem te 5 więcej przeczytać. Pod tym względem jestem dość niezadowolony, ale cóż - jest jak jest. Cieszy mnie że w zeszłym roku zrezygnowałem z uczepienia się jednego autora i przerabiania jego bibliografii. To był rok eksperymentów, większość pisarzy była dla mnie zupełnie nowa i niesprawdzona i cholernie mnie to raduje, bo odkryłem kilka perełek. Na rok 2011 nie planuję żadnych postanowień literackich, popłynę z codziennością i zobaczymy co z tego wyjdzie. 

Przeczytanych książek: 22
Gatunki: horror, kryminał, romans, obyczaj, fantasy, dramat obyczajowy, poradnik

Audiobook: 6
e-book: 1

Najgorsza książka: Mechanizm Serca

3 Najlepsze:

3. Zaklęci w Czasie Audrey Niffenegger
Jak wiemy - czas nie istnieje. To zdanie wydaje się potwierdzać świetna książka Audrey Niffenegger. Mamy jego, mamy ją. Zakochani. Standard? Tak, z tym że on ciągle podróżuje w czasie. Nie są to podróże kontrolowane, wywoływane jakąś machiną czy specyfikiem. Ów podróże to - w najbliższym skojarzeniu - rodzaj epilepsji, której głównym skutkiem jest niekontrolowane przemieszczenie się w czasie. Czasem w tył, czasem w przód. Gdzie przy tym wszystkim miejsce na przyjaźń, miłość, pracę, i jakąkolwiek stałość? Odpowiedź na kartach powieści. Książka mogłaby się wydać większości ckliwym romansidłem bez ładu i składu (dosłownie, bo wydarzenia są tu nieźle zmiksowane), jednak wcale tak nie jest. Zaklęci w Czasie to dojrzała opowieść o miłości trudnej i niespokojnej, acz cierpliwej, gotowej do poświęceń i wyrzeczeń. Książka dzieli się na 2 spojrzenia - Henry’ego i Claire. Akcja nie dzieje się jednak chronologicznie, bo raz dziewczyna ma 6 lat, później 18, by skończyć jako 80 latka. To samo z Henrym. Czytając czujemy się w równym stopniu przybici jak Henry i Claire, w równym stopniu rozdarci i bezsilni. Momentami tak nas wszystko wkurza, że ze złością odkładamy książkę na bok, tylko po to, by wrócić do niej zżarci ciekawością co będzie dalej i jak to się skończy. A kończy się źle, w sumie jak każda historia miłosna. Pozostaje tylko mglista wizja odległej przyszłości. Jesteśmy przygotowywani przez niemal 600 stron do tego że wszystko zakończy się źle, dostajemy dość szybko wskazówkę co się wydarzy, jednak uparcie mamy nadzieję że uda się to wszystko przetrwać i po przeczytaniu książki zaśniemy z ulgą. Nic takiego się nie dzieje, ale moim zdaniem książka tylko na tym zyskuje.


2. Dziewczyna z Sąsiedztwa Jack Ketchum
Od samego początku w książce było coś niepokojącego, czułem zło czające się jakby wszędzie. Sielankowe klimaty z pierwszych stron były podszyte ukrytą grozą, nie potrafiłem się „wyluzować” i odczuwać powrót do szczenięcych lat jako piękny, bezbolesny i łatwy. Całą opowiadaną historię widzimy z perspektywy Davida, zagubionego chłopca, który dopiero uczy się rozróżniać co jest dobre, a co złe. Zadanie ma znacznie utrudnione, ponieważ jednym z jego wzorców codziennych zachowań jest niezbyt zdrowa ( później okazuje się że aż nazbyt nie zdrowa ) na umyśle sąsiadka, samotnie wychowująca trójkę dzieci kobieta, spraszająca do swojego domu bez ograniczeń rówieśników jej dzieci. Ruth (bo tak każe się nazywać ów kobieta) pozwala dzieciakom praktycznie na wszystko - picie piwa przez dziesięciolatków jest jak najbardziej na miejscu, zabijanie kolonii owadów w bestialski, niehumanitarny sposób również.. Jedynym jej oporem jest nawiązywanie przez chłopców relacji damsko-męskich z rówieśniczkami.. W pewnym momencie świat Davida i całego jego otoczenia zmienia się za sprawą pojawienia się w domu swojej ciotki Ruth osieroconych sióstr Meg i Susan.. Wydaje się, że piękno i niewinność Meg jest motorem napędowym w szaleństwie Ruth, gdyż autor zdanie po zdaniu prowadzi nas w podróż po makabrycznych wydarzeniach, ukazując nam jak bardzo różni się punkt widzenia ofiary i jej oprawców, oraz jak pojęcie prawdy może się różnić.. Jack Ketchum bezlitośnie ukazuje nam, że dzieci (powszechnie uznawane za piękno i dobro wszelkiej maści) potrafią być potworami, i nie chodzi tu tylko o złe wzorce, czy pobłażanie w złych zachowaniach przez osoby dorosłe. Dzieci w świecie Dziewczyny z sąsiedztwa po kryjomu „bawią się” w to, co zakazane, niemoralne, złe. Przypuszczam, że gdyby się tak zastanowić głębiej nad naszym dzieciństwem, to w końcu każde z nas znalazłoby jakąś złą (lub teraz uważaną przez nas za głupią) „zabawę” z lat młodzieńczych, lub chociaż każde z nas jest w stanie „pochwalić się” znajomością jakiegoś rówieśnika z tamtych lat, który męczył zwierzęta, podpalał liście, czy też pastwił się nad słabszymi. Dlatego też książka Ketchuma tak przeraża, bo to, co złe jest cholernie ludzkie i zakorzenione już w latach szczenięcych.


1. Wrócę po Ciebie Guillaume Musso
Zdecydowany i niekwestionowany numer 1 w roku 2010. Książka cudowna, omawiająca trudne, ale jakże bliskie człowiekowi tematy, napisana prostym i lekkim językiem, z wieloma zwrotami akcji. Fabuła książki jest dość niekonwencjonalna i różni się od innych książek, choć w sumie „Zaklęci w czasie” są oparci na dość zbliżonym zabiegu. Główny bohater powieści Guillaume Musso - Ethan - to człowiek sukcesu, który w życiu osiągnął praktycznie wszystko. Zapłacił jednak bardzo wysoką cenę - dla kariery porzucił praktycznie wszystko - dom, rodzinę, przyjaciół a nawet miłość. W pewnym momencie po prostu zniknął bez słowa, na zatłoczonej ulicy poszedł w drugą stronę. W ciągu kilku lat zyskał sławę i szacunek przez swoje psychoterapeutyczne sesje poprawiające jakość życia zagubionym ludziom. Jednak mimo iż doskonale wie co należy zrobić by uzyskać szczęście nie jest w stanie nawet się do niego zbliżyć. Przeciwnie - jest zgorzkniały, cyniczny i cholernie niezadowolony ze swojego życia. Zimny, wyrachowany i wyobcowany. Poznajemy go w ostatnim dniu jego życia. Jednak dzień ten będzie się powtarzał raz za razem, nie wiadomo czy jako piekło czy przebrzydłe deja vu. Człowiek zdaje się nie mieć wpływu na otaczający świat a jego wybory nie mają żadnego znaczenia. Książka udowadnia że jest zupełnie przeciwnie - każda nasza decyzja ma wpływ na przyszłość, a co za tym idzie - kreujemy własną rzeczywistość, choć zapewne nie zdajemy sobie z tego sprawy. Decyzje kumulują się, i jeśli zbyt wiele z nich miało negatywne konsekwencje na innych bądź na nas - w końcu dojdziemy do takiego momentu w życiu, że wszystko spadnie na nas jak lawina. Jedyną kwestią jest to, czy uda nam się spod niej wykopać. I o tym właściwie jest ta książka. Dopowiedziałbym jeszcze że o wszystkim tym co w życiu ważne - miłości, przyjaźni, rodzinie. Wszystko to można osiągnąć - jedyne co należy zrobić to najpierw powiedzieć sobie że do spełnienia tych wartości dążę, a potem rzeczywiście za tym podążać. Książka jak już pisałem wcześniej - pisana jest bardzo lekkim językiem, mogłoby się wydawać że aż nazbyt, jednak ów prostota nadaje uroku całości. Bardzo podoba mi się w twórczości Musso to, że na początku każdego rozdziału dostajemy jakiś cytat najlepiej opisujący zawartość danego fragmentu opowieści. Ten autor i ta książka to dla mnie zdecydowane odkrycie roku. Zdążyłem przeczytać kolejną jego powieść i jestem równie zadowolony. Wiem że w tym roku na bank mnie do niego ponownie przyciągnie.
sobota, 29 stycznia 2011 | By: Mandriell

5 najlepszych piosenek 2010 roku

Czas na piosenki. Czy rzeczywiście 5 najlepszych?
Moim zdaniem tak, ale wiadomo - co człowiek to inne gusta muzyczne.

Dla mnie wydarzeniem roku była płyta Eminema i w tym zestawieniu znajdzie się głównie EM, bo to głównie jego najwięcej słuchałem. Dlatego ten post powinien nazywać się "5 najczęściej słuchanych przeze mnie utworów" z tym że uważam że jedno łączy się z drugim ;)

Możecie się nie zgadzać, piać że się nie znam - to moja ocena, moje uszy, moje wrażenia i moje podwórko :)

W każdym razie uważam że muzycznie ten rok był dla mnie świetny. Nie dość że fantastyczna płyta Eminema (10 nominacji do Grammy + kilkanaście nagród które już zgarnął), to jeszcze odkryłem kilka na prawdę boskich płyt ale o tym kiedy indziej. 


5. B.o.B. feat Hayley Williams and Eminem - Airplanes part II
280 przesłuchań


4. Eminem - My Darling
358 przesłuchań


3. Eminem feat. Rihanna - Love the way You lie
370 przesłuchań


2. Hans Zimmer - Time (Inception OST)
478 przesłuchań


1. Eminem - Not Afraid
624 przesłuchania
wtorek, 11 stycznia 2011 | By: Mandriell

Top 5 niewypałów filmowych 2010

Niedawno przedstawiałem listę najlepszych według mnie filmów 2010 roku. 
Teraz pokuszę się o połowę krótszą listę największych niewypałów filmowych 2010 roku.

5. „Harry Potter i Insygnia Śmierci”
Pierwsza część ekranizacji ostatniej powieści J.K.Rowling znalazła się w tym zestawieniu z prostego powodu - jest beznadziejną ekranizacją. Mam do filmu takie same zarzuty jakie miałem do „ekranizacji” Eragona. Są tu świetni aktorzy, są też aktorzy młodego pokolenia którzy zdążyli przez poprzednie części cyklu o czarodzieju z blizną na czole wyrobić sobie nazwiska, są świetne efekty specjalne, jest piękny, mroczny i niepokojący świat (nasuwają się nawet skojarzenia do II wojny światowej, holokaustu i Hitlera) ale…. Wszystko dzieje się w takim szybkim tempie przez co miałem nieodparte wrażenie że przesłuchuję audiobooka przewijając rozdziały, zatrzymując się na kilkanaście sekund na wybranych scenach. Przez to nie byłem w stanie utożsamić się z bohaterami(z którymi w powieści tak się zżyłem), wczuć się w ich motywy (tak dobrze mi znane z książki), i szczerze - było mi kompletnie obojętne co z nimi będzie. Jako film HPiIŚ jest całkiem niezły, ale jako ekranizacja - dno. Przez podzielenie 7 części na 2 filmy miałem nadzieję że fajnie to wszystko rozbudują i stworzą niezapomniany klimat, a wszystko poszło w zdecydowanie złym kierunku. Jedyne sceny które ratują film to nieco bardziej rozbudowana scena ze Zgredkiem (bądź co bądź również spierniczona), oraz rysunkowe opowiadanie o Insygniach Śmierci. Mam nadzieję że część II zatrze niemiłe wrażenia po I i gdy obejrzę oba filmy jako jedną całość może zmienię zdanie.

4. „Pogrzebany”
Po tym filmie spodziewałem się wiele dobrego. W końcu miałem w pamięci świetny thriller „Telefon” z Colinem Farrellem w którym to praktycznie cały film główny bohater jest zamknięty w budce telefonicznej. Teraz mogło być jeszcze lepiej, bo główny bohater (grany przez wybranego najseksowniejszym w 2010 roku Ryana Reynoldsa) leży zamknięty… w trumnie. Brzmi przerażająco, prawda? Niestety na tym się kończy. Reynolds udowadnia że poza piękną buźką nie ma nic więcej aktorsko do zaoferowania, jest plastikowy, nudny i kompletnie nieprzekonywujący. Nie pozwolił mi wczuć się w klimat. Niestety, ale okazał się gwoździem do trumny tego filmu. Tak jak Farrell udźwignął swoją rolę w „Telefonie” tak Reynolds uzyskał przeciwny efekt, mimo że kaszlał, płakał, krzyczał i walił w deski trumny ile wlezie. Film który w założeniu miał być ciężki, trudny, zmuszający do myślenia i przerażający okazał się nudny, momentami nawet śmieszny, zawierający kilka dziur logicznych. Gdyby to kto inny zagrał główną rolę film mógłby być taki, jaki miał być w założeniu, bo zarówno pomysł jak i realizacja były świetne.

3. „RED”
Zacznę od tego, że dość dobrze bawiłem się na tym filmie, ale tylko dość dobrze. Może nie złapałem całego tego klimatu, bo nie znam się na komiksach i nie miałem pojęcia o fabule pierwowzoru. Rozczarował mnie Bruce Willis, który absolutnie mnie do tego nie przyzwyczaił. Jasne, można śmiało powiedzieć że wszyscy ważniejsi aktorzy w tym filmie zagrali z delikatną nutką ironii, jakoby śmiejąc się z poprzednich poważnych ról akcji, ale mnie to nie przekonuje. Mój główny zarzut do tego filmu: Ten film nie jest ani specjalnie śmieszny, ani specjalnie sensacyjny. Jakoś nie bawiły mnie „luźne” relacje między bohaterami, nierealne sceny walk i strzelanin. A główna relacja między Willsem a wybranką jego serca - no kurde - co to do ciężkiej cholery miało być? Ja rozumiem że to mogło być specjalnie, i twórcy chcieli przerysować te ckliwe miłosne wątki w filmach sensacyjnych, ale moim zdaniem przesadzili i to nie śmieszy, ale drażni.
Jedyny plus tego filmu to kreacja Johna Malkovicha, który (bądź co bądź balansuje na krawędzi kiczu) świetnie zagrał paranoika, furiata i wariata.
Podsumowując - film przypasuje typowym popcornożercom, wiernym fanom takich aktorów jak Willis, Freeman, Malkovich, Mirren i zapewne fanom komiksów. 

2. „Seks w Wielkim Mieście 2”
Ten sequel w ogóle nie powinien powstać. Już pierwsza filmowa część perypetii 4 wyzwolonych kobiet odbiegała od błyskotliwości i pikanterii serialu, ale to co robi „2” to już mocna przesada. Zacznę od Sarah Jessici Parker, która wygląda jakby na twarzy miała zastygły cement (gdzie ta niezbyt piękna, ale jakże uśmiechnięta i naturalna kobitka z początków serialu?!). Film jest…. Wydumaną bajeczką o wydumanych problemach za wszelką cenę nie chcących dorosnąć niemal 40-latek, które pławią się w luksusach, co scena zmieniają kreacje, i jak to bywa - nie mają kompletnie żadnych obowiązków poza babskimi plotami (do których absolutnie nic nie mam - sam lubię ploty), moczeniu dup w basenach (to też lubię), i frywolnym seksie gdzie i z kim popadnie (to akurat mi nie pasuje). 4 główne (i niegdyś inteligentne) bohaterki są tak głupie ile tylko fabryka mogła im dać, zachowują się jak rozkapryszone, wyszczekane i rozkrzyczane czternastki (no, może piętnastki), a przy tym mają niezły ubaw i tyle nierealnych w prawdziwym życiu sytuacji że poziom absurdu osiąga przesadę już po 15 minutach filmu. Jeśli filmowe perypetie bohaterek mają być wzorem do życia i bycia kobiet, to ja współczuję wszystkim facetom, którzy będą musieli się dostosować do przedstawionego w filmie modelu, dostając w zamian kobiety-lalki których jedynym zadaniem będzie dostawanie, zabawa, i narzekanie na nudną codzienność. Fakt, pod koniec filmu nasze bohaterki dochodzą do wniosku że stały związek, mąż, dzieci to nie najgłupsze rozwiązanie i wszystko kończy się dobrze. Jest to lekki, ogłupiający i kompletnie nic nowego nie wnoszący film. I żeby nie było - nie obrażam fanek filmu/serialu, bo sam serial bardzo lubiłem i film obejrzałem, ale obrazuję co mi się w filmie nie podobało.

1.„Percy Jackson i bogowie Olimpu: Złodziej Pioruna”
Ten film to nieporozumienie, pomyłka i bluźnierstwo na całej linii. Powiem wam co nie co o fabule, i zasypię Was spojlerami, ale tylko dlatego, żeby zniechęcić Was do tego gniota. Dostajemy trójkę bohaterów (czy to nie robi się nudne?) dwójkę nastolatków oraz ich rówieśniczkę. Percy jest pół bogiem, synem ludzkiej kobiety i boga Posejdona, jego przyjaciel jest satyrem a przyjaciółka jest córką Ateny i ziemskiego mężczyzny. Percy jest oskarżony o to, że wykradł samemu Zeusowi Piorun - najsilniejsza broń w świecie, i musi udowodnić, że nie jest złodziejaszkiem.. W tym celu przechodzi przyśpieszone szkolenie, dostaje niby mapę huncwotów i jak na głupawą przygodówkę przystało - jeździ od lokacji do lokacji, zbliża się do Annabeth, poznaje coraz więcej niedorzecznych nowinek na temat mitologii greckiej (nienawidzę USA), przy okazji pokonując mitologiczne bestie i zbliżając się do rozwiązania zagadki skradzionego pioruna. Jednym z ostatnich etapów podróży Percy’ego oraz jego załogi jest podróż do samego Hadesu, do którego wejście znajduje się… tuż pod napisem „HOLLYWOOD”. Żeby było mało, potem Percy musi zdążyć (powtarzam MUSI) na Olimp, żeby zapobiec katastrofie grożącej światu.. w tym celu co robi? Udaje się na szczyt Empire State Building, gdzie można pojechać windą do greckiego wzgórza jakże greckich (władających nienaganną angielszczyzną) bogów. Jednym z bogów jest murzyn
(ahh, to silenie się na to, żeby nie być posądzonym o rasizm) No można skrętu kiszek dostać na takie rewelacje.
Można było zsyłać z niebios pioruny, kiedy okazało się że film jest dubbingowany, i genialne głosy takich aktorów jak Sean Bean, Pierce Brosnan, czy Uma Thurman zostały zastąpione.. Dubbing jest dobry przy animacjach, ale nie w filmach gdzie grają normalni aktorzy! Nie wiem co gorsze - bezbarwny lektor czy komiczny dubbing.. Oczywiście te wielkie nazwiska to tylko przykrywka, żeby film zarobił o te x milionów więcej, bo Ci aktorzy grają mniej więcej tyle co Depp w Parnassusie.. Ok., Brosnan ma większą rolę i jako centaur sprawdza się naprawdę ciekawie. Pozostali aktorzy nie mieli okazji żeby ubarwić ten film, a niestety trójka nastolatków nie była w stanie udźwignąć tak beznadziejnego scenariusza do poziomu „znośnego” 
Percy Jackson to po prostu film który należy omijać jak najszerszym łukiem, nie warto pod żadnym względem, chyba że chcecie się po wkurzać na to jak sprofanowali mitologię grecką, i zmarnować prawie dwie godziny za żenujący teatr pacynek.
poniedziałek, 10 stycznia 2011 | By: Mandriell

Top 10 Filmów 2010 roku


Jak w tytule notki - przedstawiam 10 według mnie najlepszych filmów minionego roku.
W swojej liście uwzględniam tylko te filmy, na których byłem w kinie. 
Wszelkich seansów DVD, czy też w TV nie zaliczam.

W 2010 roku w kinie byłem w sumie 38 razy, najczęściej wybierany przeze mnie gatunek filmowy to dramat, jednak równie często wybierałem się w zeszłym roku na thrillery, filmy animowane, fantasy i sensacyjne komedie.

10. „Social Network”
Film o założeniu najpopularniejszego na świecie portalu społecznościowego oraz o jego założycielu mógłby się wydawać nudny i co najwyżej średni. Moje zaskoczenie było dość duże, bo film mocno angażował moją uwagę i trzymał w jakimś napięciu. Przyjemne, gorzkie, inteligentne i wciągające kino. Niesamowite jest to, że główni bohaterowie żyją w świecie złożonym z wielomilionowych (a nawet miliardowych) sum, a tak naprawdę to jeszcze banda młodziaków w klapkach i t-shirtach. Kolejną zabawną rzeczą jest to, że twórca facebooka to tak po prawdzie odludek, socjopata i rasowy dupek. Film ma świetnie rozpisany scenariusz i bardzo przyjemną muzykę. Czy ten film zasługuje jednak na Oscara w kategorii „najlepszy film”? O tym zadecyduje Akademia, ale już wszystkie liczby na fejsbukowym niebie na to wskazują.

9. „Istota”
Nie przepadam za kinem sci-fi w którym położono nacisk na statki kosmiczne i inne tego typu maszyny inne galaktyki oraz alternatywne światy bo to wydaje mi się zwyczajną stratą czasu. Wyjątkiem były: Avatar i Dystrykt 9. Natomiast to, co zobaczyłem w filmie Istota odpowiada mi w każdym calu. Inteligentne kino, które zadaje kilka ważnych pytań na które nasza cywilizacja powinna sobie odpowiedzieć. Do tego dochodzi fajny, mroczny klimat, dość ciekawa muzyka i Adrien Brody. W pamięć zapadło mi kilka scen, między innymi sam początek filmu, gdzie wszystko pokazano po prostu inaczej.

8. „Zaplątani”
Walt Disney wraca do korzeni? Mam nadzieję. Zaplątani to co prawda adaptacja baśni braci Grimm, ale zrobiona w iście staro Disney’owski sposób - mamy księżniczkę, niejednoznacznego głównego bohatera, złą czarownicę i marzenia do spełnienia których każdy człowiek dąży. Wielkim plusem filmu są przepiękne piosenki i cała różnorodność emocji. Polski dubbing jak zwykle pierwszej jakości. Maciej Stuhr jako Flynn to prawdziwe cudo! Film świetny nie tylko dla małych dzieci, o czym świadczy tak wysokie miejsce na mojej liście. Ahh - no i kameleon!!!

7. „Kick Ass”
Nigdy nie przeczytałem żadnego komiksu. Świeżo po obejrzeniu tego filmu myślałem że to się zmieni, ale wiem że komiksy po prostu nie są dla mnie. Nie zmienia to jednak faktu, że ten film to absolutnie świetna i wykręcona na maxa komedia akcji, gdzie zabawa komiksową konwencją jest tak wyraźna, że nawet koleś kompletnie w komiksach nie siedzący miał banan na twarzy przez cały film.
Kick Ass rzeczywiście urywa dupsko. Robi to w świetnym stylu. Dawno tak dobrze nie bawiłem się na sali kinowej. Mam nadzieje, że powstanie sequel. Polecam wszystkim, bez wyjątku, uważam że to swoisty „must see” 2010 roku!

6. „Bracia”
Dramat to mój ulubiony gatunek filmowy. Ten film mnie tylko utwierdził w tym zdaniu.
Film jest ponurym, brutalnym i wyciskającym łzy z człowieka obrazem antywojennym, z jasnym przekazem wypełnionym całą paletą emocji i wrażeń. Gra aktorska wywołuje podziw i wielki szacunek za oddanie dla roli, muzyka tylko potęguje te odczucia. Polecam ludziom o silnych nerwach, bo dość szybko można się rozkleić i zdołować. Obojętnie jednak czy jesteś osobą silną czy słabą - wyniesiesz z tego filmu dużo.

5. „Nazywam się Khan”
Tak wiem wiem, nie lubicie kina Bollywood tak jak ja, albo w ogóle za nim nie przepadacie. A źle, bo ten film trzeba obejrzeć. Nie jest to żadne ckliwe romansidło bez ładu i składu (jak zapewne wielu pomyślało), ale ciepły, wzruszający i mądry film, poruszający wiele olanych dziś kwestii. Podczas tego filmu płakałem około 40 minut, a uważam że jeśli coś jest w stanie ze mnie wycisnąć łzy to jest dobre i na uwagę zasługuje. Indyjski obraz świetnie opisuje podejście amerykanów do innych narodowości po 11 września, oraz konflikty religijne. We wspomnieniach Khana widzimy nieustanne konflikty między hindusami a muzułmanami, potem w USA w fajny sposób przedstawiono na czym swoją siłę czerpie dżihad. Nie będę Wam zdradzał na czym, choć bardzo bym chciał. Musicie obejrzeć film. Z czystym sercem polecam, może ten obraz otworzy Was na kino Bollywood.


4. „Twój na zawsze”
Zapewne wiele osób uzna, że film z Robertem Pattinsonem po jego „arcy” rolach w sadze Zmierzch nie może być dobry i jedynymi odbiorcami powinny być napalone fanki. Cóż, nie uważam się za jego fana, ale zaryzykowałem. Zwłaszcza że opis fabuły mnie zaciekawił. Była to zdecydowanie dobra decyzja.
Oglądając, miałem nieodparte i wciąż rosnące wrażenie, że główny bohater to kopia mojej osoby, bo i sytuacja rodzinna i podejście do świata i całe to zagubienie to jakby ktoś bezczelnie wyciął fragmenty mojego życia, i wrzucił na taśmę filmową z Pattinsonem w roli głównej. Ci, którzy mnie dobrze znają i obejrzą film tylko mi przytakną.
Filmowi od pewnego momentu towarzyszy ciężka aura i widz cały czas zastanawia się „co tu się złego przydarzy”. I to, co się dzieje jest rozwiązaniem szokującym, ale dla bystrego i uważnego widza może być dość proste do przejrzenia. Niemniej uważam że to dobry zabieg. Mocna końcówka.
Film ukazuje jak cienka jest granica między poukładanym życiem a tym co stawia przed nami los. Ścigające nas demony oraz mgliste wizje przyszłości są też ważnym elementem tego dramatu. Wszystko doprawione w bolesne i skomplikowane relacje rodzinne.


3. „Jak wytresować Smoka”
„To kandydat do filmu roku” - pomyślałem, kiedy obejrzałem film.
Mamy wyspę pełną wikingów, mamy łodzie, dużo wody i… całe mnóstwo smoków!
Problemem dzielnych i brodatych wikingów są właśnie te urocze stworzonka. Napadają na wioski, palą co mogą, kradną owce. Nic więc dziwnego, że między walczącymi stronami nie ma przyjacielskich stosunków. Wszyscy ludzie zgodnie smoków nienawidzą, smoków się boją i smoki tępią.
Wszyscy?
Bardzo spodobało mi się to, że w filmie scenariusz jest bardzo dopracowany. Wszystko ładnie z siebie wynika, nie ma żadnych zapychaczy czasu czy innych czasoumilaczy. Każda scena jest ważna, każdy bohater ma znaczenie. Od pierwszej do ostatniej minuty coś się dzieje, nie ma niepotrzebnych przestojów akcji. Polski dubbing był całkiem dobry, choć widziałem znacznie lepiej dubbingowane animacje (jak choćby „Zaplątani”). Do całości zachwytów muszę dodać bardzo dobrą muzykę. Wspaniale dopasowana, wpadająca w ucho i zapadająca w pamięci.
Jak wytresować smoka to wspaniały hołd dla takich cech jak inteligencja, spryt, wrażliwość. Film pokazuje, że warto jest pozostać sobą, nawet jeśli początkowo wszyscy mają Cię za dziwaka. Mądrze ukazano siłę przyjaźni. To właśnie w przyjaźni siła, a nie w mięśniach i narzędziach.
Co wyróżnia ów animację od całej reszty? Jest czymś więcej niż zbiorem nawiązań po popkultury, czymś więcej niż zbiorem bardziej lub mniej śmiesznych tekstów, czymś więcej niż usilnym moralizatorem, czymś więcej niż kinem familijnym. Ten film jest magią samą w sobie. Ma w sobie to „coś”, czego oczekuję od filmu.

2. „Nine”
Musicale w kinie są niestety niezwykłą rzadkością, dlatego te dobre zdarzają się jeszcze rzadziej. Na moje szczęście (ponieważ bardzo lubię musicale) film Roba Marshalla, który w naszych kinach można było oglądać w lutym zasługuję na chwilę uwagi. Jest w tym filmie coś, co odróżnia Nine od reszty musicali. Mianowicie - ciężki klimat, który nie każdemu przypadnie do gustu. Można też powiedzieć, że prawie cały film dzieje się w głowie głównego bohatera.
oim zdaniem motorem napędowym, wynoszącym film na bardzo wysoki poziom jest świetna Marion Cotillard, i nie mówię tego tylko dlatego, że jest moją ulubioną aktorką, ale po prostu nie sposób było nie wierzyć w to, co wykreowała, niesamowicie zagrała załamaną, odrzuconą, pogodzoną z losem i zaniedbywaną żonę, która dla dobra małżonka zrezygnowała z własnych marzeń o aktorstwie, a w zamian dostała pusty dom i coraz większy chłód ze strony Guido. Jej smutek, rozgoryczenie i brak nadziei jest tym czymś, co dodaje ciężkości „Nine”. Wraz z Danielem Day-Lewisem stworzyli wspaniały duet. Jeśli dodać to wszystkiego tego co już napisałem scenografię, kostiumy oraz grę kamery, stylizowaną na styl włoskich reżyserów lat 60 XX wieku, to otrzymamy naprawdę piękny, choć trudny film, opowiadający o tym, jak można się zagubić w życiu, jak czasem oczekiwania innych oraz własne błędy mogą nas przytłoczyć na tyle by nie móc sobie poradzić, o sile przyjaźni oraz potędze miłości. Wszystko to zgrabnie połączone dobrą muzyką oraz układami tanecznymi, świetną grą aktorską, równowagą między humorem a dramatem, oraz zupełnie innym pomysłem na pokazanie musicalu, w efekcie dostaliśmy film zasługujący na miejsce w swojej domowej videotece, oraz - co ważniejsze - w głowie.

1. „Incepcja”
No tak, Ci którzy mnie znają doskonale wiedzieli że ten film znajdzie się obok „1”
Moim skromnym zdaniem jest to film XXI wieku. Najlepsza rzecz jaka powstała od początku nowego stulecia, a dla mnie ulubiony film w ogóle. Nie spodziewałem się że kiedykolwiek cokolwiek przebije 8 Milę z Eminemem, a tu proszę - pojawił się Nolan, zebrał w jednym filmie moich ulubionych aktorów (DiCaprio i Cotillard), napisał świetny scenariusz, wyreżyserował film mówiący o jakże mi bliskim temacie snów i świadomego śnienia. Zrobił to w taki sposób że zarówno ludzie którzy nastawiają się w kinie na efekty specjalne, wartką akcję, wybuchy, pościgi i wątek przekrętu doskonałego jak i Ci, dla których ważniejsze jest głębsze przesłanie, mnogość interpretacji i intelektualny aspekt kina znajdą coś dla siebie. W tym filmie miłość jest ukazana w przepiękny sposób. Nie jest to miłość doskonała, nie jest to nawet miłość szczęśliwa - ale jest prawdziwa, silna i absolutnie wyniszczająca. Obejrzałem 3 razy w kinie i jak dotąd 3 razy na DVD i im więcej razy oglądam, tym bardziej mi się to wszystko podoba. Przepięknie wykreowany świat, fantastyczna muzyka (chyba najlepszy soundtrack 2010 roku), montaż, scenografia, gra aktorska dobra, mogło być troszkę lepiej ale jest i tak bardzo zadowalająco. Do tego scenariusz… Gdy na 21 urodziny dostałem „bączka” z Incepcji cieszyłem się jak dzieciak. Dzień w dzień bawię się tym totemem. Praktycznie codziennie myślę o Incepcji i wydaje mi się, że Nolana przyćmić może jedynie…. Nowy Nolan. Absolutny nr 1. Polecam wszystkim bez wyjątku. I nie, ciągle nie mam odpowiedzi na najważniejsze pytanie w filmie… Moim zdaniem w pewnym momencie położono większy nacisk na dramat i chyba w tej konwencji kończy się sam film.