niedziela, 27 listopada 2011 | By: Mandriell

Z pilotem w dłoni: Przegląd serialowy


Z pilotem w dłoni:

Dziś chciałem zaprezentować kolejny cykl, który mam nadzieję, na stałe zagości na moim blogu. Każda z notek skupiać się będzie tylko na moim subiektywnym poglądzie na temat seriali. Czy to tych kiedyś obejrzanych, czy tych aktualnie oglądanych, a na tym, co koniecznie chcę zobaczyć kończąc.  
A, że seriale to domena telewizji, stąd też taki tytuł cyklu.
Myślę, że nie ma sensu wypisywać czegoś więcej, bo chyba wszystko jest jasne.


Na początek chciałem podjąć temat kilku seriali, które aktualnie oglądam. Ostrzegam, że mogą pojawić się śladowe spojlery, które jednak nie powinny zniszczyć oglądania tym, którzy jeszcze nie widzieli żadnego.




Przepis na życie:

Z tym serialem mam wielki problem. Pierwszy sezon strasznie mi się podobał. Mimo dość nachalnego lokowania produktu (pojęcie szerzej znane jako product placement), scenariusza, który momentami balansował na krawędzi banału, i wciąż tych samych twarzy serial miał w sobie bardzo dobre elementy. Na plus zaliczyłbym: fantastyczną, klimatyczną muzykę (naprawdę, od czasów Magdy M. nie było w Polsce tak dobrej muzyki serialowej), całkiem fajny wątek kulinarno-życiowy, i dobrą (w niektórych wypadkach) grę aktorską.

I tak, pierwszy sezon oceniałem na silne 6/10. Dlatego też ze zniecierpliwieniem czekałem na drugi.
I co? I tu już wielki zawód. Scenarzyści co odcinek przechodzą sami siebie w głupkowatych i kompletnie nie spójnych wątkach, jest całkiem sporo błędów logicznych. Wątek głównych bohaterów jest… po prostu tak nierealny, nieżyciowy i kretyński, że nie wiem jak to opisać. Świetną postać Jerzego z pierwszego sezonu zamienili na jakiegoś ciapciaka, który co chwila dzwoni i goni za Anką, nieudolnie użera się z byłą żoną, a gotowanie w jego wypadku przeszło do historii. Chyba żeby zrekompensować zniszczenie tego wątku stworzono tę pseudo książkę „Zapraszam do stołu. Kuchnia Jerzego Knappe.”
Kolejny zarzut - drażniła mnie tak nagła i tak niewiarygodna zmiana zachowania Klemensa. Chyba nie pasował do założeń serialu, bo ze spokojnego i ułożonego melomana zrobili nagle sztampowego fana piwka, pilota i piłki nożnej w relacji 24/h. Zmiana tak szybka, że ciężko to ogarnąć.

Od kilku odcinków w tym serialu absolutnie nic się nie dzieje, a to co nam serwują spokojnie można by streścić w jednym, dwóch dobrych odcinkach. A tak - mamy utarty już schemat: Jerzy dzwoni do Anki, Anka się cieszy, Anka widzi jakąś przeszkodę (zwykle banalną), Anka strzela focha, Anka ucieka gdzie popadnie, Jerzy goni za Anką, Anka nie zamierza z nim rozmawiać, Jerzy nalega, godzą się, całują, i później znów Anka się cieszy…

Jedynymi czynnikami, które ratują 2 serię jest duet Ostaszewska-Adamczyk i nadal dobra muzyka.
Dziś niestety „Przepis na życie” jest tylko pustymi obrazkami wylewającymi się z ekranów telewizorów, gdzie najważniejsze są zgrabne ujęcia Warszawy, wieżowce, piękne, acz puste kuchnie, mnóstwo reklam (TVN przechodzi sam siebie. Serial, który notabene jest reklamą jest przerywany reklamami :D), modne ciuchy, i znane nazwiska. A, i robienie z widza frajera.
We wtorek będzie ostatni odcinek 2 serii, i coś mi się wydaje, że nie dam temu serialowi szansy w 3. Przepis na początku był dobry, tylko teraz gotować nie ma kto.


The Walking Dead:


Kolejny serial, który po pierwszym sezonie tak mnie wciągnął i zaangażował, że obgryzałem paznokcie ze zniecierpliwienia co to będzie w kontynuacji. I tutaj też odczuwam zawód przy magicznej „II” przy sezonie. Nie jest to obniżenie lotów tak znaczne jak w Polskiej produkcji, ale jak wiadomo - USA a Polska pod tym względem to dwie kompletnie różne ligi. To jakby zestawić rozgrywki NBA z międzyszkolną mini-ligą województwa śląskiego (jeśli takowa istnieje :D) Niestety jakoś przy tych dotychczasowych 6 odcinkach ciągle odczuwałem jakiś taki niedosyt. Właściwie chyba tylko pierwszy odcinek mnie porwał. Reszta to takie stopniowe schodzenie ze schodów w mrok. Bo nie wiem dokąd to prowadzi. Tym bardziej, że nie znam komiksowego pierwowzoru i nie wiem, czy serial jest wierną ekranizacją, czy może już idzie własnym życiem, jak to było w przypadku świetnego Dextera.

O co mi chodzi? W pierwszym sezonie była akcja. Apokalipsa, wysyp szwędaczy, nie wiadomo co, nie wiadomo skąd, bum, bam, łubudu, krew, nacieranie flakami, rozbijanie mózgów, ale przy tym był bardzo fajnie zbalansowany wątek ludzki. Chodzi mi o to, ze czuło się, że ten serial to horror, który jest nastawiony na człowieka, nie na zombiaki. Także były i martwaki, i grupka ocalałych, która mimo apokalipsy nie zostawiła za sobą wielu problemów sprzed katastrofy. W 2 sezonie… Były ze 2 odcinki, w których czuć było, że zombie są wrzucone do odcinka chyba z szacunku dla tytułu. Gdzieś tam przewinął się jeden jedyny w studni, gdzieś tam 2 szwędały się po lesie. Nic ponadto. Za to 90% serialu poszło w głębsze zarysowanie postaci i relacji między nimi, co moim zdaniem działa na minus serialu. Dlaczego? Bo tak po prawdzie, to ja tam lubię tylko 2 postaci. Daryla i Glenna. Cała reszta mnie po prostu irytuje lub jest mi obojętna. Jasne, lubię gdy w serialu, książce czy w filmie jest postać, która mnie wkurza, nawet jeśli to główny bohater. Ale nie jeśli to 80% wszystkich postaci. Bo jak tu im kibicować lub nawet chcieć, żeby poginęli, skoro są mi obojętni?

Drugi sezon fabularnie przypomina mi trochę LOST. Bohaterowie snują się po obozowisku, załatwiają swoje małe i duże problemy, kilku z nich ma „misję”, lub jak twierdzą „działają dla dobra grupy”. Mamy kilku liderów, i grupę mniej ważnych. Mamy mnóstwo rozmów, które nie wnoszą niczego konkretnego do akcji (vide mnóstwo rozmów w LOST, które jednak miały znaczenie w całej plątaninie znaczeń, powiązań). Mamy głupkowatego i absolutnie nie do zdzierżenia głównego bohatera (vide Jack z LOST), który wszystkim chce zrobić dobrze, a wynika z tego tyle, co nic. Mamy outsidera, Daryla,  który w sumie jest najciekawszą postacią (vide Sawyer), i mamy gdzieś tam zarysowany główny problem - Zombie (vide Inni) i prawdopodobny upadek rasy ludzkiej (vide wyspa z której nie można się wydostać). Może tylko ja sobie coś takiego naciągam, ale podobieństw jest jeszcze sporo i nieco mnie to drażni. Nie chodzi o to, że uważam, to za jakiś plagiat. Nie, to bardziej spostrzeżenie, i wątpię, by więcej osób myślało tak jak ja i na pewno żadnemu ze scenarzystów nie wpadło do głowy „aaa, to zrobię tak, jak widziałem w LOST”. Po prostu ten wątek obozu, relacji i zarysowania postaci mnie drażni i mógłby się wreszcie skończyć.

Podsumowując, mam nadzieję, że po przerwie zimowej twórcy wezmą do serc krytyczne opinie fanów (bo zauważyłem, że nie jestem jedynym narzekającym na zmiany niekoniecznie w tym kierunku, co powinny być) i serial już za kilka miesięcy wróci na swoje dawne, krwią i akcją przetarte tory ;)



Oj, długa zrobiła się ta notka, chciałem napisać co nie co o Deuterze, ale przełożę to na inną notkę. Napiszę tylko, że stacja Showtime dogadała się z Michaelem C. Hallem i serial dostał zielone światło dla sezonów 7 i 8. Fantastyczna wiadomość, zwłaszcza, że Dexter to mój absolutnie ulubiony serial. 


1 komentarze:

KoRny pisze...

Mandriell mam całkiem podobne odczucia jeśli chodzi o "Zombiaki". Większość odcinków jest po prostu przegadana. Ktoś powie że "fajnie bo poznajemy bliżej postacie" ale jak dla mnie to im miej wiem o nich tym lepiej. Potem komuś się umrze i będzie wielki płacz bo przywiązany byłem do niego lub niej. W ogóle to dla mnie głównymi postaciami w tym serialu są Szwendacze i im ich mniej tym odcinek dla mnie słabszy.
Dlatego kolejny raz polecam Ci "Spartacusa" Serial miał być brutalny i łamać tabu i to widać w 100% odcinków. A do tego bardzo zręcznie wplecione są w to większe lub mniejsze intrygi.

Prześlij komentarz