czwartek, 19 stycznia 2012 | By: Mandriell

3 Najlepsze Płyty 2011 roku

Od dłuższego czasu przymierzałem się do napisania notki, która recenzuje przesłuchiwane przeze mnie płyty.    Wcześniej zdarzyło mi się opisać ze dwie płyty przy notkach "Aktualnie..". Teraz jednak chodziło mi o coś więcej niż wrażenia po przesłuchaniu. Tym sposobem powstała właśnie ta notka. 






3. Bad Meets EvilHell: The Sequel”
To miał być murowany kandydat do płyty roku. W końcu to Eminem! Tyle, że do spółki ze starym przyjacielem Royce Da5’9’’. Płyta ma tylko 11 kawałków i serio - wszystko byłoby absolutnie cudnie, gdyby nie dwa kawałki, które po prostu psują odbiór całości. Mam tu na myśli „A Kiss” oraz „Loud Noises”, gdzie nasz czarujący duet niepotrzebnie wziął się za eksperymenty i poszli w elektroniczne, nowoczesne bity a do tego nie za ciekawie zarapowali w tychże piosenkach. Nie znaczy to oczywiście, że „Hell: The Sequel” to płyta zła, bo jest wręcz przeciwnie.
Zarówno Eminem jak i Royce pozamiatali rapową scenę na świecie na dobry rok i jeszcze wielu raperów nie będzie w stanie im dorównać na każdym poletku. Bo panowie są genialni i perfekcyjni zarówno tekstowo, jak i technicznie. Ten duet to dla mnie taki swoisty powrót do wściekłego Eminema, aż szkoda, że Em pokusił się na przefarbowanie włosów na znany wszystkim blond tylko na potrzeby teledysku „Lighters”, bo jego słowa i charakter wszystkich wypowiedzi na całej płycie ma wściekły blond.
Royce i Shady plują jadem, szydzą, są wredni i ironiczni do granic możliwości i wytykają wszystko co można sobie oraz innym a w połączeniu z ekspresyjnością ich wokali słuchaczom po prostu opada szczęka i nie sposób jej pozbierać przez dobrych kilka miesięcy. Minęło dobre pół roku od wydania płytki, a ja ciągle się jaram. Gdyby tylko nie te dwie nieszczęsne piosenki…
Najlepsze kawałki : „Above the Law”, „Take from me”, „The Reunion” , “Fast Lane”



2. Piotr Rogucki “Loki: Wizja Dźwięku”
Bardzo długo zastanawiałem się, czy drugie miejsce powinna zająć tegoroczna Coma, czy Roguc w wersji solo. Po długim zastanawianiu się doszedłem do wniosku, że bliższe mi są utwory z Lokiego i więcej dla mnie znaczą, niż „Czerwona Płyta”.
Wiele się mówiło o solowym dziecku charyzmatycznego Piotra, przeważnie wiele złego, choć były i pozytywne opinie. Jednak większa część fanów wolała zostać w miejscu i piętnować swojego idola za zrobienie czegoś nowego. Za „Wizję Dźwięku” właśnie. Bo to takie mniej ostre, bo mniej zawiłe, bo Rogucki to założył już klapki i urósł mu brzuchol (Lirycznie. Według niektórych). A mnie tam się właśnie strasznie podoba niemal każda piosenka na tej płycie. Irytują mnie tylko trzy „Plastry Miodu”, ale poza tym nie ma chyba piosenki, która by dla mnie czegoś nie znaczyła.
Pewnie większość tego nie wie, ale ja uwielbiam w muzyce jak dana płyta coś opowiada. Zawiera jakąś historię i ogólny, większy przekaz. A słuchacz ma do wyboru: słuchać płyty od pierwszej do ostatniej piosenki i czerpać z całości niewymowną radość, lub słuchać poszczególnych piosenek, które wyrwane z kontekstu płyty nie tracą na jakości i zachwycamy się nimi w niemal równym stopniu. I właśnie to moim zdaniem jest przewaga solowej płyty nad najnowszą Comą. „Loki” opowiada smutną i trudną historię swojej egzystencji, jednak nie brakuje tu pozytywnych i zabawnych momentów. Zaczynamy towarzyszyć głównemu bohaterowi (dla każdego odbiorcy może nim być ktoś inny) od fajnego rozliczenia z życiem, otoczeniem w piosence „Wizja Dźwięku”, by później na pewno wyjechać gdzie tylko się da („Nie Bielsko), podróżować gwarną bandą, popijać gorzałkę na trasie po złote runo („Argonauci”), pokazać w Sopocie gołą dupę na znak protestu („Sopot”), by zaplątać się w sobie i zdać sobie sprawę, że już za późno na jakiekolwiek zmiany („Szatany”). Następnie weźmiemy na własność jedną z seksualnych witaminek („Witaminki”), by po chwili znów przystanąć i zastanowić się w samotności nad tym jak po krętych drogach poruszać się w tej niedorzecznej poniewierce („Wielkie K”). W końcu stwierdzimy, że ta Mała, którą spotkaliśmy na swojej drodze jest o wiele lepsza od wszystkiego, co sami robimy i po prostu jest jedyna w całym mieście i choć jasno stwierdzamy, że uciekniemy w którąś noc, prosimy by nie broniła nam wierzyć… („Mała”). Po czasie stwierdzamy jednak, że zabrakło sił („Piegi w locie”) i w przedziale drugiej klasy w samotną, tchórzliwą ucieczkę zauważamy (bo w tej piosence słuchacz, jak i Roguc odłączają się od tytułowego Lokiego), że zapomniał zabrać swój szwajcarski nóż („Szwajcarski nóż”), bez którego nie obronił się przed uderzającymi raz po raz chłopcami a Ruda, mgława wstążka za horyzont mknie („Ruda Wstążka”). Naszą drogę kończymy słysząc, że Loki nie boi się, i nie było źle a w tle leciały sączące się uparcie dźwięki mszy, podczas gdy  Loki odchodził do nieba razem z narratorem śpiewamy mu wyćwiczonym barytonem, że nic a nic nie boimy się o jego duszę… („I’m not afraid of Your soul” )
Podsumowując - jest to fantastyczna płyta, która zasługuje na dogłębne przesłuchanie oraz przeanalizowanie treści, bo Rogucki to fantastyczny śpiewający poeta.
Najlepsze kawałki: „Mała”, „Ruda Wstążka”, „Nie Bielsko” „I’m not afraid of Your soul”



1. Hans Solo “8”
Hansa słucham od kilku ładnych lat. Dorastałem z jego słowami, co niektóre wryły mi się w codzienność i nie jestem w stanie od nich odejść. Mam swoją listę złotych cytatów poznaniaka i po tej płycie śmiało muszę powiedzieć, że lista cholernie bardzo się wydłużyła.
To chyba najdojrzalsza płyta formacji Pięć Dwa. No dobra, formalnie to tylko (lub aż) Hans. Czyli ½ poznańskiego składu. Ale już w „Intro” narrator podkreśla, że „Hans Solo Dębiec - To Pięć Dwa Dębiec”. Hans od ładnych kilku lat robi porządną muzykę (bo nie nazywałbym już tego, co tworzy tylko rapem) i tym albumem podkreśla swoją wyjątkowość. Moim zdaniem na tym albumie nie ma wad. Jedyną wadą, ale jest to wada raczej słuchaczy/fanów jest fakt, że ta płyta jest kompletnie przez ludzi niedoceniona bądź olana.
Muzycznie jest to chyba najbardziej zróżnicowana płyta w dorobku Hansa. Mamy tu trochę jazzu, trochę rocka, trochę reggae a to wszystko skąpane w ciężkich i mocnych bitach.
Jednak u Hansa to nie muzyka, ale słowa są najważniejsze. I tutaj absolutna rewelacja.
Hans moim zdaniem to pełnoprawny Poeta przez duże P, którego powinno się traktować właśnie jako tego wyżej wymienionego a nie jako rapera. W dodatku jako poetę  przedstawiającego swoją twórczość dźwiękami. Do tej płyty zawsze szanowałem Pięć Dwa, ale po „8” jestem ich najwierniejszym fanem. Nie ma w Polsce zespołu, który może im dorównać.
Gdyby słowa przełożyć na metry to mielibyśmy tutaj kilometry trafnych przemyśleń i ironicznych, cynicznych wręcz obserwacji. Każdy z tych utworów cudownie się słucha, ale co ważniejsze - po każdym słuchacz ma w głowie miliardy przemyśleń. Strasznie to cenię.
O każdej z piosenek chciałbym coś napisać, ale strasznie wydłużyłoby to notkę. Planuję jednak kolejny blok tematyczny odnośnie muzyki, i chyba właśnie od „8” zacznę.
Tutaj napiszę tylko, że jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich. Bez względu na wiek, płeć, upodobania muzyczne. Wiele z piosenek, które znalazły się na tej płycie zasługuje na miano najlepszych rapowych piosenek w Polsce, o ile nie na świecie.  Tej płyty trzeba przesłuchać w samotności kilka razy, najpierw, żeby zapoznać się z treścią. Później, żeby zrozumieć. Następnie, żeby wyłowić kilkadziesiąt smaczków. I jeszcze raz, dla czystej przyjemności. Nie ma możliwości, żeby ktoś nie znalazł w tej płycie choć 2-3 piosenek, które trafią gdzieś tam, w głąb nas.

Najlepsze kawałki: „ZłoTo”(absolutny majstersztyk, a takich jest jeszcze kilka), „Zmywam”, „Babilon”, „Polak Wyjątkowy Song


0 komentarze:

Prześlij komentarz