![]() |
źródło: www.empik.com |
CZAS DO NEGOCJACJI.
Przeszłość. Teraźniejszość. Przyszłość. Co wolicie?
Ja wybieram teraźniejszość. Jednak co zrobić, kiedy ktoś brutalnie odbiera nam
to, co jest dla nas najważniejsze i ukochane w „teraz”, nie dając nam nadziei
na dobre „jutro”, pozostawiając nas tylko w morzu bolesnych wspomnień
z „wczoraj”? Nawet nie chcę sobie wyobrażać, bo zapewne w świecie nie z
kart powieści Richarda
Doetscha, nie ma na to rady.
Na szczęście Nick Quinn, w
momencie gdy jego teraźniejszość zawala się niczym domek z kart, dostaje szansę
na wyprostowanie burzliwej przeszłości, a konkretnie jednego dnia z życia -
swojego, bliskich mu osób i jeszcze kilku nieznanych. Zabijają mu żonę i
oskarżają o morderstwo. To wiemy. W przerwie przesłuchania otrzymuje od
tajemniczego nieznajomego niezwykły przedmiot i list, który wyjaśnia, że
chronometr (bo tym jest owy przedmiot) cofa czas posiadacza o godzinę. To
też wiemy. Nie wiemy tylko jak się to wszystko potoczy. A dowiedzieć się warto,
bo jest naprawdę ciekawie.
Już przy rozpoczęciu
przygody z „13 godziną” wpadamy w wir zdarzeń. Co ciekawe, rozdziały tej
opowieści odliczane są od ostatniego do pierwszego, co jest bardzo trudnym, ale
tutaj niezwykle trafnym i udanym zabiegiem. Autor ani razu nie poplątał się w
dość zagmatwanym świecie, żaden wątek nie budzi w czytelniku najdrobniejszych
wątpliwości. Kolejnym plusem jest to, że książka napisana jest niezwykle
przystępnym językiem, a postaci są tak wyraziste i dobrze rozpisane, że
pozwala to odbiorcy na bezproblemowe poruszanie się po zawiłej akcji.
Przyznać muszę, że kilka
razy miło się zaskoczyłem, bo myślałem, że dana postać jest tylko i wyłącznie
negatywna lub pozytywna, a okazywało się, że to wszystko nie jest tak
jednoznaczne. To samo dzieje się z niektórymi rozwiązaniami fabularnymi. Kiedy
już przewidywałem, że dana godzina skończy się w wiadomy sposób, otrzymywałem
mocny i logiczny zwrot akcji, co nakręcało mnie tylko do odkrycia, co będzie
dalej. Są jednak dwa minusy, przez które zmniejszyłem ocenę tej książce. Jednym
z nich jest, zbyt oczywiste pochodzenie chronometru, drugim iście amerykańskie
zakończenie jednego z wątków. Poważnie, brakowało mi tylko powiewającej gdzieś
w tle dumnej flagi USA. Z drugiej strony fabuła była tak skonstruowana, że nie
dało się tego inaczej rozwiązać. Nie zdradzę o co chodzi, bo popsułbym Wam
zabawę. Niemniej jednak to tylko drobne usterki, które nie mają aż tak dużego
znaczenia dla odbioru całej książki, którą - swoją drogą - bardzo gorąco polecam.
Podsumowując - Choć wiemy,
że w realnym świecie nie ma szans na naprawę tego, co wydarzyło się choćby
godzinę temu, lubimy poczytać o tych szczęśliwcach, którzy w całej tej
niesprawiedliwości życia dostają jedną, ulotną niczym godzina z życia każdego z
nas, szansę na odwrócenie złego splotu zdarzeń. Podczas lektury z ekscytacji aż
pieką nas policzki, chodzimy za głównym bohaterem niczym cień krok za krokiem i
trzymamy kciuki, by wszystko poszło dobrze. Bo złych zakończeń prawdziwy świat
ma zdecydowany nadmiar. I czasem trzeba wlać w siebie odrobinkę nadziei i
pozytywnych emocji. Za całkiem niezłe wczoraj. Za obiecujące jutro. Na dziś.
0 komentarze:
Prześlij komentarz