sobota, 2 marca 2013 | By: Mandriell

WEEKEND Z KRÓLEM ŚWIATA



Świat filmowy jest mi równie bliski, jak świat literacki. Odkąd sięgam pamięcią, uwielbiałem oglądać bajki. Jednak już jako dziecko dość szybko przeskoczyłem na filmy, bo strasznie podobało mi się, jak aktorzy wcielają się w rozmaite role i jak zwinnie nabierają mnie, że to, co oglądam dzieje się naprawdę. A przecież światów, jakie otwierały się przede mną było tyle, ile filmów w wypożyczalni mieli moi rodzice… 

Jednym z pierwszych obrazów, który poruszył mnie do głębi był słynny „Titanic” Jamesa Camerona ze świetnym duetem Kate Winslet i Leonardo DiCaprio w rolach głównych. Niedługo po premierze na całym świecie rozpętała się z siłą atakującej szarańczy tak zwana „Leomanią” która dopadła i mnie, i moją rodzinę. Jako dziewięciolatek nie raz odgrywałem przed rodziną scenki z „Titanica”, a moja mama z uporem obcinała mi włosy „na DiCaprio”, twierdząc, że jestem do Leo niezwykle podobny. Cóż… Dziś mam dwadzieścia trzy lata i wiem, że do DiCaprio podobny nie jestem, ale jego kunszt i podejście do aktorstwa co rusz wprawiają mnie w podziw, dlatego gdy tylko zauważyłem, że w zapowiedziach różnych księgarni pojawiła się biografia wyżej wspomnianego, z miejsca zapragnąłem ją mieć. 

Tym sposobem trafiła do mnie książka „DiCaprio. Tajemnica sukcesu” napisana przez Douglasa Wighta. O biografiach dość ciężko pisze się recenzje, ponieważ fabułą jako taką jest życie prezentowanej znanej osoby, a styl tego, który podjął się spisania życiorysu znanej osobistości schodzi nieco na boczny tor. Oczywiście, nadal jest to ważne, ponieważ nawet niezwykle ciekawe życie Pana X bądź Pani Y może być opisane w tak nużący dla czytelnika sposób, że nawet najwięksi fani mogą nie podołać niefortunnemu stylowi biografa. Douglas Wight na moje szczęście ma jednak bardzo przyjemny w odbiorze styl, powodując, że zlepek faktów, opinii, miejsc, dat i nazwisk czyta się niemalże jednym tchem i z minuty na minutę coraz więcej stron trzymamy lewą dłonią, a coraz mniej zostaje nam w prawej. Jednak, nie tylko rzetelnie wykonana praca pana xxx xxx wpływa na szybkość lektury. Życiorys Leonardo DiCaprio bogaty jest w zwroty akcji, upór i niewątpliwą miłość, jaką jest aktorstwo dla tego dziś trzydziestoośmioletniego człowieka. To wszystko sprawia, że książka jest bardzo dobrym wyborem nie tylko dla koneserów kina. 
To, co podobało mi się w tej pozycji, to zupełna szczerość autora, który bez ogródek opisuje wszelkie mniej lub bardziej niechlubne wyskoki aktora, jego liczne romanse i problemy z ustatkowaniem się. Dzięki temu czytelnik widzi w DiCaprio zwykłego człowieka, który na szczęście ideałem nie jest. Nie mniej jednak mam wrażenie, że poza licznymi podbojami miłosnymi, niczym szczególnym (w negatywnym tego słowa znaczeniu) jako gwiazda się nie wyróżnia. 

Podtytuł „Tajemnica sukcesu” nie został doczepiony bez powodu. Książka Douglasa Wighta jest przede wszystkim notką, przedstawiającą od kulis każdy projekt, w który zaangażował się aktor. Od starań o poszczególne role, po opis pracy nad bardziej znanymi scenami, na opiniach współpracowników czy recenzentów kończąc. Czytając wybrane fragmenty, trudno oprzeć się pokusie, by prześledzić biografię aktora i samemu przeanalizować trud i zaangażowanie, jakie włożył Leonardo w każdy ze swoich filmów. Ta książka w zręczny sposób wydobywa to, co umyka wielu kinomanom, skupiając się na drobnych gestach, mimice, sposobie poruszania się, czy spędzeniu kilku miesięcy życia na prowincji RPA, by nauczyć się trudnego akcentu południowoafrykańskiego (którym to aktor posługiwał się w „Krwawym diamencie” z 2006 roku). Jestem pewny, że po lekturze tej ksiązki wielu zwolenników jeszcze bardziej doceni aktorstwo DiCaprio, a ci, którzy do tej pory nie byli zbyt oczarowani jego kreacjami, spojrzą na filmy z jego udziałem w nieco inny sposób. Cokolwiek by o nim bowiem nie mówiono, jakiekolwiek łatki by mu przylepiono, to role, jakie wybiera, i wyzwania które przed sobą stawia sprawiają, że należałoby jego z kolei stawić go na równi z takimi sławami jak Al Pacino, Marlon Brando, czy Robert De Niro. I o ile Cameron chciałby za „króla świata” uchodzić, o tyle DiCaprio nadal nim jest i ma się dobrze!

0 komentarze:

Prześlij komentarz