niedziela, 25 listopada 2012 | By: Mandriell

Wszyscy nosimy maski


Dean Koontz to autor, z którym mam niemały problem. Do tej pory przeczytałem cztery jego książki, z czego dwie („Przepowiednia” i „Dobry zabójca”) uważam za naprawdę dobre. Jedna („Trzynastu apostołów”) w moim odczuciu była kompletną stratą czasu. Dziś, po niemalże tygodniu czytania zamknąłem ostatnią stronę „Maski”, którą postawię w środku, między tymi dobrymi i tym fatalnym tworem amerykańskiego pisarza. Do tej pory nie wiem jednak, czy dawać autorowi kolejne szanse, czy jednak poszukać innych dostawców rozrywki.

Historia opisana w książce jest dość typowym horrorem z duchami w roli głównej. Typowa dla dzisiejszego odbiorcy, ponieważ należy pamiętać o tym, że w USA książka wydana została bodajże w 1981 roku, co na tamte czasy wcale nie musiało być wtórne ani przewidywalne. Poznajemy poukładane, młode, pełne życia i zapału małżeństwo - Carol i Paula. Do pełni szczęścia brakuje im jednak dziecka, którego w normalny sposób począć nie mogą. Nie mogą, ponieważ Carol w przeszłości nie była tak poukładana, a jej błędy życiowe spowodowały bezpłodność. Dlatego też parę poznajemy, gdy odbywają rozmowę kwalifikacyjną z osobą odpowiedzialną za rozpatrywanie wniosków o adopcję. 
W równoleglej linii czasowej poznajemy siedemdziesięcioletnią doktor, Grace Mitowski, przybraną matkę Carol. Kobieta jest twardo stąpającą po ziemi osobą, wierzącą w to, co można dotknąć, zobaczyć, udowodnić nauką. Przyjdzie jej jednak przewartościować pogląd na otaczający świat. 
I jak to w większości opowieści grozy bywa, w pewnym momencie zaczyna dziać się coś niebywałego... Któregoś dnia Carol potrąca nastoletnią dziewczynę, która, jak się okazuje, cierpi na amnezję.

Książkę czyta się dość szybko, nie natrafiłem na zbędne, czy przydługie opisy, które mogłyby mnie ewentualnie znużyć, co jest plusem „Maski”. Dlaczego jednak uważam, że książka jest przeciętna? Otóż, dość mocno przeszkadzają tu opisy seksu, które są w większości... po prostu śmieszne i każą kojarzyć się z patosem rodem z filmów Bollywood. Kolejny, ważniejszy nawet minus, to dość płascy bohaterowie, jedynie Paul jakoś się broni i nie jest do bólu jednowymiarowy, ale niestety w książce jest go zdecydowanie za mało. Natomiast największa wada to dla mnie walka, jaką musi stoczyć budząca sympatię Grace Mitowski. Jest mocno przesadzona, naciągana i, niestety, budząca uśmiech politowania, a to chyba nie było zamierzeniem autora. Tyle, jeśli chodzi o minusy. 
Bardzo podobało mi się zakończenie, w którym napięcie jest w bardzo sprawny sposób budowane. Czujemy, co niebawem się wydarzy, niczego jednak nie możemy być pewni. 
Dodatkowym atutem jest ostatnia scena, zostawiająca czytelnika w niedopowiedzianej sytuacji, otwarta. 

Podsumowując, „Maska” to tylko przeciętna książka, jednak bardzo sprawnie napisana. Wciąga czytelnika od pierwszej do ostatniej sceny, zostawia go z miłym odczuciem na końcu, jednak nie brakuje jej wad, które miejscami śmieszą, a fabuła w pewnych momentach dla dzisiejszego odbiorcy jest przewidywalna i wtórna. Jeśli jednak macie wolny wieczór, sympatyzujecie z Deanem Koontzem, lub po prostu lubicie historie z dreszczykiem, powinniście się całkiem dobrze bawić.